Seledynowe neony delikatnie oświetlały sufit maleńkiego pomieszczenia we wnęce mojego pokoju. Stałam w garderobie już ponad godzinę. No cóż, poprzeczka została podniesiona aż za wysoko, jak na moje standardy. Byłyśmy z Jen głównymi i pierwszymi gośćmi, których zaproszono na imprezę u Davida. Czy wliczamy się do szkolnej elity? Raczej nie, ale fakt, że moja przyjaciółka chodzi z najbardziej pożądanym i jednocześnie według innych ludzi - najniebezpieczniejszym kolesiem w szkole, robił z niej osobę, którą znał każdy. Oczywiście znajdą się '' ci lepsi '', którzy twardo obstają przy tym, że przyjaźnię się z Jennifer, aby wynieść korzyści dla siebie z tego, że jest ona popularna. Chyba właśnie to śmieszy mnie najbardziej w tym całym, cholernie pomieszanym świecie. Wyrzuciłam z półek wszystkie ubrania jakie miałam, robiąc na podłodze bałagan stulecia. Ze sterty ubrań wygrzebałam zwiewną sukienkę w kolorze bardzo mocnego cappucino. Sięgnęłam do szuflady i wyjęłam z niej brązową, wykonaną z rzemyka bransoletkę wraz z licznymi zawieszkami, które często kupuje mi James, kiedy odwiedza różne miejsca. W pewnej chwili mój telefon wydał z siebie głośny dźwięk i usłyszałam '' when you ready come and get it, na na na na''. Podeszłam do biurka i odebrałam połączenie.
- Mam nadzieję, że siedzisz teraz grzecznie przed telewizorem i nawet nie masz ochoty iść do Halleya. - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Oczywiście, bez obaw, braciszku. - zaakcentowałam ostatnie słowo z pogardą. Zachowywał się jak nasz ojciec - jest w domu od święta, a w jednej chwili chciałby poustawiać świat po swojemu, tak jak mu się podoba. Rozłączyłam się i wróciłam do garderoby po sukienkę. Przebrałam się i postanowiłam zrobić coś z włosami, zaś one swobodnie spoczywały na moim ciele układając się w drobne fale. Pewnie moje włosy też się cieszą na imprezę u Davida i wolały przygotować się same, bez pomocy przyjaciółki lokówki.
- Sprytne zagranie. - mruknęłam sama do siebie i zabrałam się za robienie delikatnego makijażu.
Gotowa na imprezę, zeszłam na dół ciągnąć ze sobą na nogach zgrabne koturny pod kolor bransoletki. Wyglądałam ładnie, zazwyczaj jestem skromna, ale naprawdę się sobie podobałam i byłam z tego zadowolona. Wykonałam szybki telefon do Jen, że już jestem gotowa, następnie wyszłam z domu i zakluczyłam drzwi. Jak człowiek się przyzwyczai, to robi ciągle te same rzeczy, więc z takiego oto powodu włożyłam klucze pod wycieraczkę i przystawiłam róg dywanika doniczką z kwiatami. Było już ciemno, a przynajmniej tak mi się wydawało, zachód słońca miał miejsce godziny temu, ale latarnie miejskie dawały naprawdę mocne światło, dzięki któremu raźniej było mi pokonać długą drogę prosto na działkę Halley'ów. Mini podróż minęła mu o dziwo szybko, pewnie dlatego, że Jen potrzebowała mojej obecności i co chwila bombardowała mnie milionami wiadomości typu: '' jakaś lasia przystawia się do Davida, pomocy'', '' David kłóci się z kujonem, co zrobić?'' , '' David pije, też chcę, ale czekam na ciebie bo ochrzanisz mnie i od razu przejdzie mi ochota na jakże wspaniały alkohol. '' Dziewczyna zaangażowała się w niezły związek, świeżo upieczona dziewczyna tak wymagającego kolesia, podziwiam. W końcu znalazłam się pod bramą działki. Wyglądała na bardzo wyniosłą, otworzyłam bramkę a moim oczom ukazał się wielki dom i zdecydowanie nikt nie oszczędzał się w materiałach na jego wykonanie. Robił naprawdę duże wrażenie i gdybym tylko miała wystarczająco pieniędzy, pewnie w przyszłości odkupiłabym go za niemałą sumę. Skierowałam się na tyły domu, stamtąd słychać było głośną muzykę i krzyki nieźle nakręconego DJ'a. Dookoła mnie bawiło się mnóstwo ludzi. Wątpię, aby David znał tyle osób, pewnie znalazłam się na imprezie '' Wbijaj do mnie i weź ze sobą tylu znajomych, ilu tylko masz. '' Rozejrzałam się w poszukiwaniu Jennifer. Ktoś w kącie ogrodu urządził w altanie kącik dla par, darmowa komedia romantyczna jak mniemam. Obok tarasu znajdował się basen, tam też zebrali się zwolennicy picia i pływania jednocześnie. Kto jak woli. Zauważyłam przyjaciółkę, która siedziała przy grillu na kolanach swojego chłopaka, a wokół nich zebrał się krąg znajomych Halleya ze szkoły. Zawołałam dziewczynę do siebie. Podbiegła do mnie, dała buziaka w policzek i przytuliła.
- Nareszcie! - zawołała. - Nie mogłam się doczekać! Impreza jest świetna, pijemy dzisiaj? - spojrzała na mnie zachęcającym głosem. Zrobiłam grymas.
- Nie dzisiaj. James najwyraźniej bardzo nie lubi twojego chłopaka i jak tylko wyczuje u mnie procenty będzie ogień.
- Okej, luzik. Tutaj jak chcesz, to nie pijesz, a jak jednak masz ochotę, to tankujesz ile wlezie. - szepnęła mi na ucho. Zaśmiałam się.
- Nie żartuję, jak widzisz mam bogatego chłopaka, ale skąd on wziął hajs na tyle browaru, to zabij mnie, ale nie mam pojęcia. - wzruszyła ramionami i pociągnęła za sobą. Przedstawiła mnie swoim nowym znajomym, których imion nawet nie zapamiętałam. Jen przeprosiła i zniknęła gdzieś na chwilę. Postanowiłam rozejrzeć się jeszcze wnikliwiej po imprezie i błądziłam po ogrodzie mijając wiele znajomych mi twarzy. Nie chciałam być wredna, więc robiłam sztuczny uśmiech i szłam dalej. Nagle ktoś zawołał za mną.
- Maslow Lily, proszę proszę. - chłopak o ciemnej karnacji, w krótkich szortach i czarnej bluzce przyglądał mi się dłuższą chwilę.
- Wydaje mi się, że nie znamy się na tyle, abyś używał mojego imienia, nieprawdaż? - uśmiechnęłam się krzywo i odeszłam.
- Nieładnie to tak mówić do przyjaciela rodziny. Braciszek pewnie nie będzie zadowolony z tego, że tu jesteś. Nawet chyba ci zakazał, ale zgrywasz buntowniczkę. Teraz to ja mam rację, księżniczko. - chłopak chamsko przeciągnął ostatnie słowo na tyle, aby krew moim ciele pulsowała dość szybko.
- Jak ty się właściwie nazywasz, że wiesz o mnie tyle, co? Może James zatrudnił cię do roli agenta śledczego, bo nie chcieli cię przyjąć do FBI, huh? - usiadłam obok mulata. - Słucham.
- Pena, bliski przyjaciel twojego brata. Wystarczy? - wykonał uśmieszek przedrzeźniając mnie.
- Oh, to dlatego jesteś tutaj a mój brat nie?
- Bo James nienawidzi Halleya, a ty dla własnego bezpieczeństwa też nie powinnaś zaprzyjaźniać się z nim. - spojrzał na mnie. - Zaufaj mi.
- Nie obchodzi mnie zdanie obcych. - chłopak zakaszlał dając mi do zrozumienia, że się mylę.
- Przepraszam, przecież wiem o tobie tak dużo, na przykład znam twoje nazwisko, a to dużo! - zaśmiałam się bezczelnie i odeszłam w kierunku Jen. Ta zaprowadziła mnie do swojego chłopaka abyśmy się bliżej poznali. Prawdę mówiąc, uważałam to za dobry pomysł, w końcu muszę wiedzieć z jakim chłopakiem wiąże się moja przyjaciółka. Podeszłam do Davida i uśmiechnęłam się podając rękę na przywitanie, bo oficjalnie już się znaliśmy. Brunet jednak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Bez obaw, przyjaciele mojej dziewczyny to też moi przyjaciele. - uśmiechnął się. Odwzajemniłam to i usiadłam obok zakochanych.
- Twój brat bardzo mnie nie lubi. Jestem zdziwiony, że nie zabronił ci tu przychodzić.
- Zrobił to, ale nie on wyznacza mi granice, tylko ja. - zerknęłam na Jen. - Stał się bezczelny w stosunku do mnie z powodu tej jednej domówki. Znacie się dobrze z Jamesem? - byłam ciekawa czemu tak się nienawidzą i liczyłam na to, że dowiem się całej prawdy.
- Aż za dobrze, Lily. James to dobry chłopak, ale kiedyś podwinęła mu się noga w jego chorym interesie, w którym próbuje dogonić mnie ze swoją bandą. Dostał to na co zasłużył, może moi ludzie trochę się zagalopowali, ale nie będę go za to przepraszał. - spojrzał mi prosto w oczy. Jego brązowe tęczówki zaświeciły się od migotających świateł na balkonie.
- Proszę, nie zadawaj więcej pytań, bo nie jestem w stanie ci na nie odpowiedzieć. Znajomi twojego brata tu są i nie chcę zakablowali na mnie. - wskazał na Penę chowającego się w zaroślach. - Jak samopoczucie? - uśmiechnął się. Byłam w szoku, nie wiem o jakich interesach mówił David, ale zaniepokoiło mnie to.
- O jakich interesach mówisz? - zapytałam z intrygą. Chłopak przeczesał ręką włosy i podrapał się po szyi. Jen siedziała na jego kolanach i głaskała jego plecy.
- Może źle się wyraziłem, wiesz jak to jest w paczkach. Jeden się bije, reszta za nim, zakłady o dziewczyny czy też browar. Standard, spokojnie. - puścił mi oczko.
Uspokoiłam się i wstałam z ławki.
- Będę lecieć, nie chcę żeby James zauważył, że tu byłam. Dzięki za zaproszenie, było sympatycznie. Do jutra. - podeszłam do Jen i Davida i przytuliłam się z nimi na pożegnanie. Reszta ludzi przy grillu również się ze mną pożegnało, co mnie zdziwiło. Odniosłam wrażenie, że zaakceptowali mnie i chcieli, abym dołączyła do paczki '' Halley i spółka ''. Mniejsza z tym, David to sympatyczny chłopak i nie mam zielonego pojęcia dlaczego James żywi do niego negatywne uczucia. Wyszłam z ogrodu i szłam wzdłuż ulicy. Spojrzałam na zegarek na moim prawym nadgarstku. Druga w nocy, daje radę. Idąc ulicą musiałam zejść na pobocze, bo jakiś psychol rozpędził się do granic możliwości i do szczęścia brakowało mi tylko zrobienie z siebie trupa. Samochód jednak nie jechał dalej, tylko zatrzymał się obok mnie. Szyba w oknie sunęła do dołu, dopóki twarz mulata nie wyglądała z okna w pełnej okazałości.
- Wsiadaj. - wskazał miejsce obok siebie. - Chyba, że wolisz z tyłu. - zaśmiał się i puścił oczko.
- Żartujesz sobie? - wybuchłam śmiechem.
- Gorąco żegnam, Pena. - mruknęłam i odeszłam.
Chłopak jechał z prędkością moich kroków nie przyjmując do siebie tego, że mu odmówiłam.
- Wsiadaj, albo James dowie się o Halleyu.
- Już się boję. - spojrzałam mu prosto w oczy. - Ssij.
Skręciłam w boczną uliczkę i byłam już prawie w domu. Czasami miałam wrażenie, że mieszkałam na jakimś odludziu, chociaż tak naprawdę to osiedle było dość znane i nieźle usytuowane. Powodem moich myśli były głównie latarnie, które gasły tuż po północy i policja przemierzająca najmniejsze uliczki praktycznie co godzinę. Otworzyłam bramkę i byłam już u siebie. Wchodząc do domu musiałam otworzyć drzwi, rodzice wyjechali z Maxem do dziadków, a James, jak to on, jego nigdy nie było w domu w nocy. Jeżeli już pojawiał się, to tylko żeby zjeść, a to bardzo denerwowało Maxa, bo młody potrzebował starszego brata. Nie zdążyłam wejść dobrze w próg, bo czarne BMW zaparkowało obok naszego domu. Wystraszyłam się, jednak nie miałam powodu. W moim kierunku podążał brunet niosąc w ręku mój telefon.
- Mam twoją zgubę! - chłopak śmiał się od ucha do ucha i rzucił mi telefon.
- Jezu, kocham cię, dziękuję ślicznie! - krzyknęłam do Davida i rzuciłam mu się na szyję z podziękowaniami.
- Masz szczęście, bo Pena szykował się, żeby oddać ci go szybciej. Dziwny typ. - mruknął do mnie i puścił oczko.
- Działa mi na nerwy, śledził mnie. Mogę liczyć na twoją pomoc? - zamrugałam oczami jak maleńki kotek.
- Jasne, sie robi, panno Lily! - wykonał gest jak w wojsku i wsiadł do samochodu. Rzuciłam mu jeszcze krótkie ''dzięki'', a po chwili pojechał.
Wchodząc do domu, zapaliłam światło i niezdarnie rzuciłam buty na podłogę. Usiadłam na sofę i chciałam się zdrzemnąć, jednak donośny dźwięk telefonu domowego, nie dawał za wygraną.
- Telefon o tej godzinie, co do cholery?!- mruknęłam sama do siebie.
- Komendant policji w Seattle. Państwo Maslow? - usłyszałam głos dorosłego mężczyzny wyraźnie zdenerwowanego.
- Przy telefonie córka, o co chodzi? - byłam sparaliżowana i pełna strachu. Bałam się, myślałam o najgorszym.
- Zastaliśmy w domu twojego brata?
- Niestety nie, coś przekazać? - głos drżał mi jak liście podczas burzy.
- Jeśli tylko pojawi się w domu, proszę o kontakt, to bardzo ważne. Przepraszam za telefon o tej porze, dobranoc. - mężczyzna rozłączył się.
Zakręciło mi się w głowie. O co chodzi, co się dzieje, czemu go poszukują? Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Zobaczyłam Jamesa, był bardzo rozespany, z pewnością telefon go obudził.
- Co się stało? - powiedział ziewając.
- Chyba ja powinnam o to spytać. Policja, jesteś poszukiwany.
Boskie porpstu boskie Czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚwietne.. <3
OdpowiedzUsuńAż się zaczytałam, ;d
czekam nn ;*
Nie powiem rozdział zrobił na mnie ogromne wrażenie. James się w coś wmieszał. Nie jest ciekawie. Oj nie jest. David wydaje się miły. Sądzę, że to tylko pozory.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. :)
ooo, z Carlosem toś mnie MILE zaskoczyła <3
OdpowiedzUsuńale się przeraziłam tego telefonu od policjanta.. James ma kłopoty..
tak czytam, czytam i nagle patrze: koniec rozdziału, a ja: KONIEC ?! GODDAMMIT !! : D
twoja fanka numer 1 : D /@ForeverWithLos <3
Wciągające <3
OdpowiedzUsuń~Maniia3
świetne opowiadanie,aż się sama zaczytalam,czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba , czuje ze to będzie jedno z najlepszych opowiadan. Ja zawsze będe czytac tylko mi linka podsyłaj :) / Paula :)
OdpowiedzUsuńWow.. ciekawie się zaczyna. Jezu.. jak się wystraszyłam telefonu! :O Carlos pewnie był szpiegiem wysłanym przez James'a. Tak tylko podejrzewam. ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny tak, profesjonalny rozdział!! ;** <3
O rany : o James? Co on takiego zrobił?
OdpowiedzUsuńAle sie wystraszyłam tym telefonem.
Bardzo mi się podoba to opowiadanie ;)
Czekam na nn ;)
świetny rozdział :)) czekam nn :3
OdpowiedzUsuńŚwietny. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńTen blog stał się już moim ulubionym. Dlaczego? Może jednym z powodów do tego, jest to, że znacząco różni się od innych. I chodzi mi w szczególności o to, iż odbiega od tematów, gdzie dziewczyna z Polski wyjeżdża do LA i jeden z członków BTR się w niej zakochuje.
OdpowiedzUsuńJest mi szczerze miło, że powstaję coraz więcej blogów, o takiej tematyce.
Czekam nn ;*
Świetny blog. Pierwszy, który będę śledziła, czytała i komentowała. Mam nadzieję, że się nie zawiodę. ;D Pozdrawiam. Czekam na następny rozdział;**
OdpowiedzUsuńsuper blog bardzo mi się podoba.Ciekawie się zaczeło
OdpowiedzUsuń